Dr Adam Kubacz

                                   Zwyczaje, tradycje i język mieszkańców Miechowic

Miechowice posiadały niegdyś bogate tradycje ludowe charakterystyczne dla całej ziemi bytomskiej. Wraz ze zmianami gospodarczymi zwyczaje te zanikały. Zmieniało się więc także  i słownictwo oraz zabudowa miejscowości. Od 2 połowy XIX wieku w poszukiwaniu pracy do Miechowic napłynęło wielu przyjezdnych. Ich zwyczaje i język także wpłynęły na życie codzienne pozostałych mieszkańców. Przeszłość odchodziła w cień

W początkach lat 20. XX  tworzone w powiecie bytomskim instytucje regionalistyczne zaczęły odkrywać dawne obyczaje. Należy jednak dodać, iż organizacje te powołano ze względów politycznych. W przypadku Miechowic największymi osiągnieciami w zakresie dawnej folklorystyki mają A. Perlick i L. Chrobok.

Starano się wówczas opisać te elementy kultury ludowej, które jeszcze wówczas przetrwały. Dzisiaj jest to już praktycznie niemożliwe. Ludność nie chciała także ubierać się w chłopskie stroje. W okresie międzywojnia tylko nieliczne starsze osoby ubierały się w strój rozbarski. Chcąc zachować dla potomnych jego wygląd w szkole średniej wystawiano przedstawienie: „wesele rozbarskie” (potwierdzają to zdjęcia z tego przedstawienia zamieszczone w kronice szkolnej). Nie ma też już dawnej wiejskiej zabudowy. Bodaj ostatni jej fragment wyburzono w pocz. lat 50.- resztki tzw. ‘bramy brandenburskiej”.

Dla wiejskiej ludności Miechowic do najbardziej charakterystycznych zwyczajów zaliczały się:

Zwyczaj topienia marzanny (zwanej też marzanką) utożsamiany z ceremonią wrzucania do rzeki (lub innego zbiornika wodnego) kukły symbolizującej znienawidzoną zimę.  Ceremonia ta była popularna wśród dzieci i przybierała bardzo różnorodne formy, w zależności od regionu. Nazwa marzanna powstała od zniekształconego imienia Maria. Obchodzono ją zazwyczaj w IV niedzielę Wielkiego Postu. Do dzisiaj w niektórych miejscowościach Górnego Śląska ta tradycja przetrwała, jednak w wersji bardzo okrojonej.. Podczas uroczystości topienia marzanny tworzono także gaiki (maiki, moiki). Symbolizowały one przywitanie wiosny. Dziewczęta nosiły zebrane wcześniej gałązki, na których zawiązywano różne wstążki. W czasie przechadzki w stronę rzeki dziewczęta śpiewały przyśpiewki.

Dawniej nie było telewizji, komputerów czy Internetu. Nie było praktycznie żadnych zabawek Stąd dzieciaki organizowały sobie własny czas.. Chłopcy organizowali sobie czas wymyślając różnorodne gry. Popadły one  zapomnienie. Zauważył to już L. Chrobok, który starał się je opisać. Do ciekawszych zabaw zaliczały się: „na policyje grać”, „za golarza”, „na kokota grać”, „na fligra grać” itd.  

Zmieniał się także język mieszkańców. Warto jednak zaznaczyć, iż na Górnym Śląsku nie było jednolitego dialektu. Różnice językowe pomiędzy poszczególnymi tego regionu bywały bardzo znaczne. Był to rezultat uwarunkowań kulturowych. Warto wspomnieć, iż w tym pogranicznym regionie Europy Środkowej od wieków krzyżowały się i koegzystowały wpływy polskie, niemieckie, morawskie i czeskie. Język mieszkańców Miechowic miał wiele wspólnego z gwarą mieszkańców pozostałych miejscowości dawnej ziemi bytomskiej (a nawet dawnej ziemi pszczyńskiej). W czasach wczesnonowożytnych na słownictwo mieszkańców oddziaływały przede wszystkim wpływy czeskie. Język czeski przez pewien okres był językiem kancelaryjnym. Jego wpływy uwidoczniły się w formach imion chłopów w XVI -XVII wieku. Nie należy jednak zapominać o oddziaływaniach językowych  z sąsiedniej Małopolski. Nic w tym dziwnego, gdyż dekanat bytomski znajdował się w diecezji krakowskiej formalnie do początku XIX wieku (w praktyce już w 2 połowie XVIII wieku władze pruskie bardzo utrudniały te kontakty).

W latach 20.  XX w. na łamach „Oberschlesiera“ opublikowano kilka ciekawych artykułów na temat leksyki i wymowy poszczególnych słów na dawnej ziemi bytomskiej i terenach przyległych. Charakterystyczną dla tego obszaru była wymowa pojęć zawierających „sz“ oraz  „cz“. Badaniami objęto słowa kojarzące się z terminem „igły“ oraz pojęcia charakteryzujące się specyficzną wymową „ch“, „sc“ lub „szcz“, „sz“ zamiennie z literami „s“ lub „ż“ (na terenie Miechowic posługiwano się następującymi formami wybranych pojęć: jegła, czekać lub cekać, dysc- dyszcz, szyroki, żaba).  Wymowa tych spógłosek to efekt mazurzenia, które spotyka się tylko na niektórych obszarach Śląska. Inaczej wypowiadali te pojecia mieszkańcy Górnik, Stolarzowic, Ptakowic. Ma to swoje logiczne uzasadnienie. Niektóre z tych miejscowości powstały w wyniku XVIII- wiecznej kolonizacji fryderycjańskiej.

Mieszkańcy lubili także śpiewać. Niemal każda miejscowość ziemi bytomskiej miała swoje własne przyśpiewki. Dotyczyło to również i Miechowic. Jednym z bardziej znanych tekstów poświęcony jest temnatyce ogródków chłopskich i roślin w nich sadzonych („Po ogrodzie chodziła“).

Ludność Miechowic nie znała niemieckiego ani w mowie, ani w piśmie, nawet naczelnicy gminy nim się nie posługiwali. Nie pomogły w jego upowszechnieniu żadne regulacje prawne. Niemieckiego nie znali języka niemieckiego również członkowie rad gminnych. Dlatego w języku polskim sporządzano odpisy ważnych dokumentów gminnych. Zjawisko to miało miejsce w również w okresie wzmożonej germanizacji. Z 1879 roku pochodzi pismo na temat udzielonej gminie Miechowice pożyczki. Charakterystyczna pozostaje pisownia (z błędnymi i gwarowymi formami) tego dokumentu: „…Przed podpisanem w Bytomiu górnem sląsku mieszkaiącem Notariuszem okręgu sądu krolewskiego appellacyinego w Raciborzu Janem Wrzodek ztemi wspoł podpisanemi pelnoletniemi i Notariuszowi osobiście znajomemi swiadkami formami) instrumentu, to iest: 1 szewskiem mistrzem panem Franciszkiem Grziwocz, tutaj mieszkający, 2 handlerzem panem Anton Trzisiglowskij, tez tu mieszkający, ktoremi Notariuszowi, iako oni upewniaią żaden ztych stossunkow naprzeciw nie stoi, które by ich wedlug tych im ogłoszonych Paragrafow piątego az do dziewiątego prawa zdnia jedenastego Lipca tysiąc osiemset czterdzieści piątego roku, z uczestnictwa tego działa wyłączały, stawili się dzisiaj zosob znani i od spraw zdatni: 1) zagrodnik Paweł Pietzka, 2) posiedziciel miejsca Johann Schikora, 3) posiedziciel miejsca Johann Jakschik, wsyiscy w Miechowicach zamieszkali. Ci sami są tylko polski mowy mozni, i nie wstanie się niemiecki mowie zupełnie doskonale-wytlomaczyc. Podpisany Notariusz tak iak i ci oba wyszpomienioni świadkowie instrumentu są, iak oni tutaj wszyiscy trzech upewniaią tez polski mowy, zapełnie mozni, przeta stało się spisanie i wywiedzenie następującego Aktu bez przyzwania Tłumacza w niemiecki i w polski…”. Nie zawsze jednak  korzystano z tej możliwości. W wielu tekstach notarialnie potwierdzonych pochodzących z lat 60. i 70. XIX wieku chłopi rezygnowali ze sporządzania dokładnego tłumaczenia w języku polskim. Zapewne był to efekt nacisku władz lub też z powodu ponoszenia dodatkowych kosztów za jego sporządzenie.

Warto także wspomnieć o gwarowych określeniach uchodzących w lokalnej społeczności za obraźliwe. Na Górnym Śląsku pojęcia takie były zupełnie inne niż my to obecnie rozumieniem, z wyjątkiem określenia „kur..” (podawanej w urzędowych dokumentach jako
„berliner hurva”„hurwabock” itd.). Było ono najczęściej używanym epitetem w sporach pomiędzy kobietami. Ale nie tylko. Na terenie gminy w społeczności dochodziło bardzo często do awantur i kłótni jak, np. przy kupnie – sprzedaży towarów. Wiele z nich było efektem zatargów osobistych. Bogactwo miejscowych przezwisk może zadziwiać. Emocje brały górę nad rozsądkiem. W użyciu pojawiały się przezwiska typu: „gizd”, „graca”, „hachar”, „hyndor parchaty”, „lump”, „mahler”, „mamuna” „motyka”, „pieron”, „szpotlok” itd. W wymianie poglądów nie brakowało także niemieckich pojęć o znaczeniu pejoratywnym. Wśród wyzwisk znajdowały się takie określenia, jak: „czarna sowa”, „czarownica”, „sprzedajna Germanka”, „stary żebraku” („altes bettler”), „złodziej” czy też „polska świnia”. Dochodziło też do awantur pod drzwiami mieszkań. Sprawy te kończyły się przed sądem pojednawczym. Instytucja ta funkcjonowała w latach 1921 – 23. Sprawcy takich konfliktowych sytuacji musieli w określonym czasie przeprosić na forum publicznym osobę pokrzywdzoną i zapłacić karę wynoszącą do 100 marek (środki te przeznaczano albo na potrzeby sierocińca prowadzonego przez siostry elżbietanki albo na kościół św. Krzyża) .

 

Główna