Gazeta Miechowic

        

Bydlęcy wagon, zwany  „krowiokiem”, a w nim stłoczone postaci wywożonych do Związku Radzieckiego - tak wygląda odsłonięty w piątek w Miechowicach  pomnik upamiętniający ofiary Tragedii Górnośląskiej.

 

                                                       

W tym roku przypada 70. rocznica tej fali sowieckich represji w latach 1945-1948, które pochłonęły na Górnym Śląsku kilkadziesiąt tysięcy ofiar i pociągnęły za sobą dramaty ich rodzin.

Piątkowa uroczystość rozpoczęła się w kościele pw. Krzyża Świętego w Bytomiu - Miechowicach, gdzie homilię wygłosił ordynariusz diecezji gliwickiej bp Jan Kopiec. Po mszy uczestnicy uroczystości w asyście orkiestry wojskowej przemaszerowali pod pomnik.

Pomnik stoi na szynach, które unoszą się ku niebu, tworząc krzyż. Wewnątrz otwartych drzwi wagonu widać płaskorzeźbę autorstwa Henryka Fudalego. Przedstawia stłoczonych ludzi, na których twarzach widnieje strach i niepewność.


                                                  
Rys historyczny Tragedii Górnośląskiej:

 

 Koniec II wojny światowej dla Górnoślązaków nie oznaczał końca dramatu, jaki przeżyli w 1945 roku. Wprost przeciwnie – stał się wstępem do bezprecedensowych w kontekście historii lokalnej ciągu wydarzeń określanych obecnie mianem Tragedii Górnośląskiej. Górny Śląsk, a zwłaszcza Bytom z uwagi na liczne zakłady przemysłowe stanowił podczas wojny strategiczne ogniwo gospodarki wojennej III Rzeszy Niemieckiej. Przy poszczególnych zakładach pracy dla pracowników przymusowych tworzono sieć obozów, w których osadzono jeńców wojennych oraz ludność cywilną, w głównej mierze ze Wschodu. Kiedy front, w pierwszych miesiącach 1945 roku, zaczął się przesuwać w głąb Rzeszy Niemieckiej, przyzakładowe obozy opustoszały. Nie na długo jednak. W miarę, jak na Śląsku władzę zaczęła obejmować administracja sowiecka obozy ponownie się zapełniły. Władze sowieckie dla których najważniejsza była siła robocza, nie przejmując się ograniczeniami wiekowymi, nakazywały w wielu miastach górnośląskich - należących przed wybuchem II wojny światowej do Niemiec - stawiać się mężczyznom w określonych miejscach, skąd jak się okazało mieli być deportowani w głąb ZSRR. Niczym nie świadomi Górnoślązacy, przekonani, że zostali wezwani do prac porządkowych, oczekiwali na transport do pracy w Zagłębiu Donbasu, na Syberii czy Kazachstanie. Symbolem tych wywózek do dziś są bydlęce wagony zwane „krowiokami”. Wśród deportowanych do obozów na wschodzie Związku Radzieckiego nie brakowało wielu młodych mężczyzn oraz kobiet. Sowieci organizowali nie tylko specjalne miejsca zbiorek, ale także łapanki w miastach, zabierając zdolnych do pracy mężczyzn wprost z ulicy. Do jednych z najtragiczniejszych wydarzeń związanych z nagłą wywózką do Związku Radzieckiego doszło 28 marca 1945 roku w Bytomiu. Wówczas cała zmiana górników w kopalni „Bobrek”, która wyjechała na powierzchnię został zatrzymana przez żołnierzy NKWD, a następnie wtłoczona do bydlęcych wagonów i wysłana w głąb Związku Radzieckiego na przymusowe roboty. Ten zorganizowany na masową skalę proceder prowadzony przez władze sowieckie spowodował, że do pracy przymusowej wywożono zarówno osoby współpracujące podczas wojny z okupantem hitlerowskim, ale także uczestników powstań śląskich, żołnierzy wojska polskiego biorących udział w kampanii wrześniowej w 1939 roku oraz działaczy podziemia antyhitlerowskiego. To jednoznacznie wskazywało na fakt, że o deportacji nie przesądzała ewentualna wina, lecz liczba rąk do pracy, które tak bardzo były potrzebne przemysłowi radzieckiemu po zakończeniu wojny. Wywózka mężczyzn, a zwłaszcza górników miała w sobie jeszcze jeden tragiczny wątek, a były nimi społeczne konsekwencje deportacji. Uderzyły one zdecydowanie w tradycyjny model śląskiej rodziny, gdzie ojciec pracował, zaś matka zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Deportacje górników w głąb Związku Radzieckiego to nie tylko cierpienie śląskich rodzin spowodowane rozłąką , ale także doprowadzenie wielu górniczych rodzin na skraj nędzy. Brak jedynego żywiciela w rodzinie zmuszał wiele kobiet do podjęcia pracy lub starania się o pomoc finansową do władz lokalnych, które ze względu na brak środków finansowych nie wszystkim mogły pomóc. Nędza, brak żywności, ciepłej odzieży prowadziła do wzrostu umieralności głównie wśród dzieci. Dla wielu śląskich kobiet utrata męża, ojca, a w konsekwencji także własnych dzieci była traumą, która zapadła w pamięci do końca życia. Dokładna liczba deportowanych Ślązaków w 1945 roku do pracy w głąb Związku Radzieckiego do dziś nie jest znana. Szacuje się, że z terenu Górnego Śląska mogło zostać wywiezionych od 50 do 90 tysięcy osób. W nieogrzewanych „krowiokach” mężczyzn, ale także i kobiety wywożono w głąb ZSRR. Wielu z nich umierało w czasie podróży, z powody braku żywności, ciepłej odzieży, chorób i wycieńczenia. Ci, którzy przeżyli podróż trafiali do obozów pracy na Ukrainie w Zagłębiu Donieckim i Naddnieprzańskim Okręgu Przemysłowym, a także do Syberii i Kazachstanu. Tam w ciężkich warunkach pracy, niedożywieni, w zwartych skupiskach, gdzie szerzyły się choroby wielu Ślązaków zmarło. Przekleństwem deportowanych Ślązaków były także ich kwalifikacji zawodowe. Dla gospodarki Związku Radzieckiego wykwalifikowani robotnicy oraz fachowcy mający doświadczenie w branży przemysłowej byli szczególni cenni w okresie powojennym. To z kolei oznaczało, że władze w Moskwie za wszelką cenę próbowały nie dopuścić do powrotu wielu tysięcy Ślązaków do domu. Deportacje kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców Górnego Śląska do pracy przymusowej w Związku Radzieckim w 1945 roku to jedna z największych XX-wiecznych tragedii, które dotknęły nasz region. Tragedia pozostawiła po sobie bolesne rany w górnośląskiej społeczności. Pamięć o niej, mimo zakazu ze strony władz komunistycznych, pielęgnowana była wśród rodzin wywiezionych. Aż do 1989 roku temat wywózek nieobecny był w mediach i w opracowaniach naukowych. Ale przetrwał w społecznej pamięci. Dopiero upadek systemu komunistycznego umożliwił publiczne wyrażenie krzywdy, jaka spotkała dziesiątki tysięcy Górnoślązaków. W 2015 roku mija zarówno 70. rocznica wyzwolenia Górnego Śląska przez Sowietów, jak również 70. rocznica deportacji Górnoślązaków do Związku Radzieckiego. Wydarzenia te dla naszego miasta miały wymiar tragiczny. Z pierwszym łączą się zbrodnie popełnione na mieszkańcach bytomskiej dzielnicy Miechowice, w tym na księdzu Janie Frenzlu, przez wkraczające wojska sowieckie, zaś z drugim dramat tysięcy śląskich rodzin spowodowany wywózki mężczyzn i kobiet w głąb ZSRR.



 

Foto : Mariusz Tazbir